W poniedziałek Mąż
odprowadzając Wojtusia do przedszkola poinformował Panią, że
synek kaszle, ale poza tym nic mu nie jest i dlatego zdecydowaliśmy
się go przyprowadzić.
Pani z uśmiechem na twarzy
powiedziała, że wszystko w porządku, że i tak mają cały komplet
smarczących się i kaszlących dzieci, a nawet dwójkę z ANGINĄ!
We wtorek odebrałam Wojtusia
z przedszkola dość bladego i kaszlącego ze zdwojoną mocą, a
wieczorkiem napisałam do Męża SMS-a, że syn ma 39,9 stopni
gorączki :(
Po chwili dostałam wiadomość
zwrotną: ANGINA!
W środę rano wizyta u pani
pielęgniarki, wynik badania ANGINA, antybiotyk i tak sobie
chorujemy...
Dzisiaj powtórna wizyta w
przychodni, bo poprawy nie widać, a na pierwszy rzut oka
wręcz
gorzej się być wydaje, ale
podobno ropa z migdałka zniknęła i niewielka poprawa jest...
Mnie gardło zaczyna boleć,
ale najbardziej boję się, żeby moje najmłodsze dziecię się nie
zaraziło...
Wczoraj troszkę u nas śniegu
napadało, pierwszy raz w tym roku i żałuję, że właśnie teraz
musimy siedzieć w domu.Tak jak w tytule: ja nie urok to... :)
W temacie robótkowym dzieje
się niewiele. Przyłączyłam się do akcji Edytki dla chorej 3
letniej Ali.
Czasu mam niewiele, bo na
początku przyszłego tygodnia powinnam wysłać paczuszkę, ale chcę
chociaż jeden mały hafcik na kartkę wykonać.
Jako matka, po prostu nie mogę
pozostać obojętna na prośbę, jeśli w grę wchodzi życie
dziecka...
Wydaje mi się, że gdyby
któreś z moich dzieci zachorowało tak poważnie, zabrakło by mi
siły, żeby sobie z tym poradzić...
Strasznie pesymistyczny ten
post mi wyszedł, a wcale nie miałam takiego zamiaru, więc na
koniec chociaż pokażę Wam jaką mam pomocnicę :)))
Mała hafciarka mi rośnie
:)))
Pozdrawiam serdecznie :)
Skończyłam moje jabłuszko.
Czeka teraz na odpowiednią oprawę oraz przyszycie kilku dzwoneczków i będzie mogło zawisnąć, jednak
nie w kuchni, gdzie początkowo planowałam, a w jadalni obok innych
Nimuë. Doszłam do wniosku, że kolorystycznie nie będzie mi w
kuchni pasować.
Niedawno wracając z
przedszkola z dzieciakami minęłam radiowóz policyjny i nic by w
tym szczególnego nie było, gdyby nie fakt, że chwilę później w
lusterku zauważyłam, radiowóz jadący za mną na sygnale!
Zwolniłam, zjechałam delikatnie na pobocze myśląc, że chcą mnie
wyprzedzić, a tu on też zwolnili !!! Skręciłam w następną uliczkę
już na naszym osiedlu, a oni za mną. No to ładnie!, myślę sobie,
to chyba o mnie im chodzi!
Zatrzymałam samochód,
wyłączyłam silnik, otworzyłam szybę i czekam...
Muszę się przyznać, że
później analizując całe wydarzenie zaskoczona byłam własną
reakcją. Zero zdenerwowania, czy nawet niepewności... Dosłownie
nic, jakby to mnie nie dotyczyło.
W sumie samochód miałam
sprawny, ubezpieczenie, podatek zapłacone, więc nie miałam się
czego obawiać, ale jak wiadomo rożnie to w życiu bywa.
Nie trudno z takimi
jegomościami rozmowę zakończyć z nieco uszczuplonym portfelem lub
kontem bankowym.
Mój tato opowiadał, że
jeszcze za czasów komuny jadąc nową sprawna WSK- ą został
zatrzymany do kontroli na jakiejś podrzędnej pozostawiającej wiele
do życzenia drodze i po tym jak cały motocykl został dokładnie
sprawdzony i uznany za sprawny dostał mandat na którym pan władza
napisał ,, wygląd motoru nieestetyczny'' :)))
Jak widać, jak się tylko
chce to zawsze coś znaleźć można :)
Zanim jeszcze dokończę
historię dodam, że było to moje drugie w życiu zatrzymanie, a
pierwsze w Anglii.
Pierwszy raz zatrzymano mnie
do rutynowej kontroli drogowej, gdy miałam lat 18 i podróżowałam
fiatem 126P zaraz po zdaniu prawa jazdy :) Ot taką bryką miałam
okazję pojeździć :)
Źle nie było, ale
nieprzyjemne wrażenie pozostało na długie lata. Gburowaci
policjanci traktujący obywatela w taki sposób jakby z założenia
był przestępcą.
No, ale wracając do tematu
głównego, poszedł do mnie policjant i nie prosząc o pokazanie
żadnych dokumentów do kontroli (pewnie zdążyli mnie już
dokładnie sprawdzić jadąc za mną :) ) powiedział, że zatrzymali
mnie, żeby mnie poinformować, że mam przepalone światło z
przodu... Ja powiedziałam, że wiem i obiecałam wymienić, po czym
policjant pożegnał się grzecznie ze mną i moimi dziećmi, i
mogłam jechać dalej :)
Przyznam się, ze byłam mile
zaskoczona uprzejmością tego policjanta :)
Miłe było również to, że
pożegnał się nie tylko ze mną, ale i z dzieciakami.
Nie mogłam się powstrzymać
i musiałam o tym napisać :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Witajcie :)
Dzisiaj kolejna odsłona
,,Jabłuszka''. Niestety poczynania moje pokazuję ze sporym
opóźnieniem i na dzień dzisiejszy haft jest prawie ukończony, ale
zanim go znów ,,obfocę'' minie pewnie kolejne kilka dni.
Ina sprawa to taka, że
zwykle mam tylko jeden projekt na tamborku i nie zaczynam innego
dopóki go nie ukończę, ale teraz jestem na najlepszej drodze do
tego żebym posiadała pokaźny zbiór UFO - ków :)
Ostatnio w mojej głowie
dosłownie roi się od pomysłów, które bardzo bym chciała
zrealizować. Nie są to jakieś olbrzymie projekty, a raczej małe
hafty mające mi posłużyć do ozdobienia innych rzeczy, a nie jak
do tej pory zawisnąć na ścianie.
Na razie jednak, jak już
wspomniałam,są to tylko pomysły i daleka droga do ich realizacji.
Zobaczymy co z tego wyjdzie
:)
Chcę się jeszcze dzisiaj
pochwalić niezwykłym prezentem jaki moje szkraby dostały od Gosi.
Gosia jako wspaniała
mamusia dwójki dzieciaczków doskonale zna się na rzeczy i wie jak
sprawić maluchom radość. NAMIOT stał się nie lada atrakcją.
Wojtuś i Julia spędzają
w nim sporo czasu, znoszą do niego ulubione kocyki i inne zabawki :)
Gosiu - DZIĘKUJEMY! :)))
Do następnego razu :)
Choinka już od kilku dni
rozmontowana, wszelkie ozdoby pochowane, a po świętach pozostały
już tylko miłe wspomnienia :)
Chcąc nie chcąc trzeba było
powoli wrócić do codziennych obowiązków. Praca, sprzątanie,
pichcenie obiadków i inne takie, czasami dość wątpliwe
przyjemności :)
Jednym słowem znów dla
naszej rodzinki zaczęło się życie na wysokich obrotach.
Z wyżej wymienionych
względów wszelkie udogodnienia, które pozwalają mi zaoszczędzić
czas i energię przy sporządzaniu posiłków, są w mojej kuchni
mile widziane :)
Jakiś czas przed przed świętami zobaczyłam w jednym z pobliskich sklepów ciekawe
urządzenie, o niewiele wtedy mi mówiącej nazwie ,,slow cooker''.
Pewnie większość z Was zna je doskonale, albo była świadoma jego istnienia, ale ja niestety nie byłam:(
Cena
była przystępna, a krótka informacja na opakowaniu odnośnie
szerokiego zastosowania sprawiły, że zaczęłam się temu czemuś
dokładniej przyglądać :)
W pracy pewien znajomy wygłosił jednym tchem: ,, jedno z najlepszych rzeczy jakie
kupiłem do kuchni'', po czym opowiedział co, jak i do czego :) .
No po takiej opinii wyzbyłam się wszelkich wątpliwości i
następnego dnia po pracy pędzikiem pognałam do sklepu i owo
cudeńko nabyłam, rada, że jeszcze nie wykupione :)
Co prawda jakiś deficytowy
towar to to nie jest, ale cena jak już pisałam była całkiem
sympatyczna to i mogła przyciągnąć dodatkowych fanów.
A do czego ja już użyłam
wolnowaru?
Ano fantastycznie robi się w nim gulasz, bez mieszania w
garach i przypalania, a mięsko jest idealnie miękkie, bo pichci się
je długo ( u mnie ok 8h w niższej temperaturze).
Odgrzewałam w nim pierogi na
wigilię :) Zapiekałam też mięso przekładane ciastem drożdżowym
z odrobiną warzyw (to chyba taka regionalna potrawa skąd pochodzę) Nazywa się
,,pieczywem'' i z pieczenią ani z chlebkiem czy bułeczkami nie ma nic wspólnego:) Być może jest jakaś inna nazwa, ale ja jej nie znam.
Poza tym moim zdaniem jest to
idealne urządzenie do duszenia gołąbków, a to moje ulubione danie :)
Fajne jest to, że np.
nastawiam sobie rano gulasz i praktycznie o nim zapominam aż do
czasu gdy jest gotowy. Oczywiście jak ktoś bardzo lubi w garach
mieszać to może to co jakiś czas robić :), a jak nie to może np.
na zakupy pognać (ja tak robiłam), bez obawy, że garnek się
przypali, albo co gorsza dom z dymem pójdzie :)
A poniżej moje gołąbki duszone w wolnowarze :)
Pozdrawiam serdecznie :)