niedziela, 23 sierpnia 2015

171. Pomoc, której zastąpić nie sposób ;)

  Mieszkanie z dala od kochających nade wszystko swe wnuki babć i dziadków, od cioć i wujków kombinujących na wszelkie sposoby jakby tu dzieciakom zapewnić dodatkowe atrakcje, od tych i innych członków rodziny gotowych przejąć rodzicielskie obowiązki na czas jakiś, czas który daje rodzicom cenną chwilę wytchnienia ma niestety wiele minusów.
  Dodatkowa zmienna praca obojga rodziców owocuje, tym że dzieci ,,pełną gębą'' biorą czynny udział we wszystkich pracach, przedsięwzięciach rodzinnych lub też robią wszystko, by te nie zostały wykonane sprawnie i łatwo : )



   Choć wydaje się byś sprawą logiczną, że uczestnictwo dzieci w różnych domowych obowiązkach, dodatkowych zajęciach, na złe im wyjść nie może, to jednak rodzicielskie zdrowie, szczególnie psychiczne często na nie lada próbę zostaje wystawione, że o cierpliwości już nie wspomnę :)


  Są przecież zajęcia w których dzieci raczej uczestniczyć nie powinny, lub powinny w sposób minimalny. 
Nie trudno się też domyślić, że każda, nawet drobna praca potrafi się bardzo przeciągnąć w czasie.



- ,,Mamo idzie kupa'' (gdy mama akurat jest w połowie zmywania naczyń lub krojenia czegoś na obiad)
- ,,Telas ja '' - komunikuje Julia i bez chwili wahania, próbuje dosięgnąć swoimi oblepionymi w piasku łapkami akurat wyrabianego przez matkę ciasta na pizzę :)
- Matka skupiona nad czymś, Wojtuś, który jest zafascynowany matematyką pyta oczekując natychmiastowej odpowiedzi – mamo a ile jest tysiąc plus tysiąc plus tysiąc tysięcy milionów tysięcy?
- Julia cały czas ściąga skarpety. Wraca z podwórka na bosaka. Pytam gdzie są skarpety i buty?
,,nie niem'' (nie wiem)
- Dzieci wracają całe mokre z podwórka wnosząc błoto i piach. Patrzę na nich z wyrzutem i zanim zdążyłam cokolwiek dodać słyszę od najmłodszej pociechy ,, to nic nie stało'' (nic się nie stało )
- Wszystkie pieluszki prawie cała paczka porozwalane po pokoju. Pytam Julii co tu się stało!?
Słyszę: ,,miś ce pluszkę'' (miś chce pieluszkę)
- Robię coś w kuchni, słyszę krzyk Julii ,,mamoooo, mamooo pocy'' (mamo, mamo pomocy) Patrzę prze okno dziecię moje siedzi w piaskownicy przypłaszczone do ziemi, tak jak dzikie zwierzęta gdy się czegoś boją. Przerywam wszystko co robię, wypadam z domu, podbiegam do niej, a Julia spanikowana informuje mnie, że: ,,hitoter leci'' (helikopter leci)
- Wojtuś w przypływie nagłej potrzeby wydatku energetycznego biega po pokoju i krzyczy ŁAAAA, AAAA, HAAAA. Julia wskakuje mi na kolana i mówi ,,nie bój się Tusia, Tuś trasy' ( nie bój się Wojtusia, Wojtuś straszy)



Są jeszcze sytuacje typu:

- ,,mama do mnie'', ,, dać mama'' ( mama weź mnie na ręce/ na kolana ), najczęściej gdy coś robię :)
- ,, mama a cy moge siedzić'' ( mam czy mogę siedzieć, często na blacie w kuchni gdy robię coś do jedzenia)
- ,, mama a cy moge...'' ( mama a czy mogę wziąć ..) i tutaj różne rzeczy zabawkę, sprzęt kuchenny, książkę, długo by wyliczać ....



Ale te najbardziej wyjątkowe to:



- ,,mama tulić'' (mama przytul mnie)
- ,, kham cie mama, kham cie tata, kham Tuiś '' (KOCHAM CIE MAMUSIU, TATUSIU, WOJTUSIU)
- Wojtuś krzyczy: mamo mam dla ciebie prezent. Jaki? Taki, co trzeba go powiedzieć. Acha? 
 KOCHAM CIĘ MAMUSIIU KOCHANUSIU :) 



  Dodam jeszcze, że Julia teraz w wieku 22 miesięcy mówi wszystko jak na takie dziecko bardzo wyraźnie i to już od dłuższego czasu, więc przynajmniej w kwestii porozumiewania się nie mamy dodatkowych frustracji :)






  To tylko kilka z całej masy innych sytuacji :) Ale czy ja bym z tego wszystkiego zrezygnowała na rzecz tzw. świętego spokoju? Nie moi drodzy ZA NIC W ŚWIECIE! :)))









Miłego dnia :)