Wakacje niestety dobiegły
końca i czas powrócić do dawnej rutyny.
Te trzy tygodnie spędzone w
Polsce były wyjątkowe pod wieloma względami.
Trochę czasu spędziliśmy
na słabo zaludnionej podkarpackiej wsi, gdzie dzieciaki mogły hasać
po polach i łąkach od rana do wieczora, karmić zwierzęta i robić
inne ciekawe rzeczy.
Kilka dni spędziliśmy w
Warszawie, gdzie jedną z atrakcji dla dzieci była wyprawa do zoo.
Okazało się jednak, że
wycieczka, choć początkowo bardzo ciekawa, po jakimś czasie stała
się dość nużąca dla najmłodszych uczestników wyprawy :)
W nieco większym gronie, bo
wraz z dwiema ciociami i wujem naszych dzieci, cztery dni spędziliśmy
na Suwalszczyźnie, nad jeziorem Dowcień, gdzie mieliśmy zapewnione
różne aktywności. Pływanie łódką, kajakiem, strzelanie z
łuku, ping pong, rowery i wiele innych atrakcji.
Dzieci, a szczególnie Wojtuś
mógł doświadczyć wielu rzeczy które w UK są niestety zabronione
ze względu na posunięte do granic absurdu „dbanie o zdrowie i
bezpieczeństwo” obywateli, które to w gruncie rzeczy znacznie
ogranicza wolność osobistą :(
Mam tu na myśli np. pływanie w
jeziorze, czy palenie ogniska.
Łowienie ryb było dość
ekscytujące, ale trwało zdecydowanie za długo, więc trzeba było
chociaż nogami sobie w wodzie pomachać ;) Hm, ciekawe dlaczego
żadna rybka się nie pokusiła na tego tłustego robaczka, skoro
było ich tam całe mnóstwo i to widocznych gołym okiem :)
Odwiedziliśmy również
muzeum Wigier, gdzie Wojtek spędził sporo czasu przyglądając się
tablicy z trującymi grzybami. Muszę tutaj dodać, że z nie do
końca wiadomego mi powodu od dawna fascynują go trucizny!
Sam twierdzi, że jest trujący
i nikt go nie może zjeść, ani nawet ugryźć :)
Jeden dzień spędziliśmy na
płyciźnie, nad jeziorem Wigry, gdzie dzieci miały wielką frajdę.
Dodam jeszcze, że my jako
rodzice też nieźle odpoczęliśmy, bo dzieciaki miały dodatkowo
babcie dziadków, ciocie, wujków i całe grono znajomych, których
można było zaciągnąć do wspólnej zabawy :)