Ciężko się pozbawić tej odrobiny
przyjemności jaką daje blogowanie, więc pomimo kompletnego braku
czasu nie znikam całkowicie.
Ostatnio dużo się u nas działo.
Chrzest Święty Julii, związane z nim odwiedziny bliskich z Polski,
wspólne wypady w różne miejsca i mile spędzony czas. Szkoda
tylko, że wszystko tak szybko się skończyło i pozostał pewien
niedosyt.
Julia miała piękne, wydziergane na
drutach wdzianko, które zamówiłam u pewnej starszej pani.
Zaprezentuję je w kolejnym wpisie.
Dzisiaj chcę w końcu pokazać kocyk,
który udało mi się skończyć już jakiś czas temu, ale zabrakło
czasu na jego sfotografowanie:)
Korzystałam z tego samego wzoru co
przy kocyku dla synka, tyle, że już tak nie szalałam z ilością
kolorów. Jest w nim mnóstwo błędów, bo jak już pisałam nie
wychodził mi wzór i sporo z nim kombinowałam. Robiłam go również
z innej włóczki, w której skład wchodzi 50% bawełny i kocyk nie
jest taki ,,mięsisty'' jak Wojtusia, ale równie przyjemny w dotyku.
Jak widać na zdjęciu - córcia dzielnie mi pomagała :)
W ogródeczku roślinki zaczynają
ładnie się rozwijać. Mąż kupił mi niedawno niebieskie zawilce,
które bardzo mi się podobają. Są to kwiaty mojego dzieciństwa i
mam do nich słabość, a zawilce w kolorze niebieskim to już
prawdziwa rozpusta :)
W kilku donicach zasadziłam
różnokolorowe bratki. Szafirki również cieszą oko...
Pozdrawiam i do następnego razu :)