Wzór
który opracowała i udostępniła Валерия
Касинская
z bloga Valerikas zauroczył mnie do tego stopnia, że już dawno
postanowiłam go wyhaftować. Dodatkowo dzięki uprzejmości Chagi z
bloga Pasje odnalezione haft będzie miał śliczną błękitną
kolorystykę. W tym miejscu, korzystając z okazji chciałabym podziękować dziewczynom, za to, że się podzieliły swoją pracą. DZIĘKUJĘ.
Dzisiaj mam do pokazania zaledwie jego początek.
Dodatkowo przymierzam się do
innego haftu, o którym innym razem, a do którego brakowało mi
10 kolorków muliny, i które mój wspaniałomyślny Małżonek nabył
dla mnie, jak tylko się dowiedział o moim drobnym nieszczęściu
:))) Zdarzyło się też, że i
moje zapasy lnu znacznie się uszczupliły, no i tu również pomoc ze
strony Męża nadeszła niespodziewanie prędko : )
O ile zwykłą mulinę DMC
każdy zna i raczej nikogo tutaj nie zadziwię, to len jaki sobie wybrałam
jest inny niż wszystkie, jakie miałam do tej pory. Jest to len
Zweigart Belfast 32 ct o kolorze vintage dune ;-o i bardzo mi się
spodobał :)
Choróbska
panoszyły się w naszym domu dość długo, za długo jak na mój
gust, i wyssały z nas całą energię (przynajmniej ze mnie),
ale teraz jest już lepiej i miejmy nadzieję, że tak zostanie na
długi czas.
Z
robótek udało mi się jedynie zrobić mały hafcik na kartkę na
rzecz chorej Ali, o której pisałam w ostatnim poście. Przygotowałam
jeszcze len na następny haft, którego pierwszą odsłonę niebawem
pokażę.
W
czasie kiedy choróbska trawiły naszą Rodzinę musieliśmy ( bo
wszystko było ustalone, zarezerwowane) odbyć podróż do Londynu w
celach paszportowych. Podróż mało ekscytująca i raczej niezbyt
przyjemna właśnie ze względu na choroby dzieci, ale i tak z
całości dało się wyłuskać parę przyjemnych chwil. Pierwszy
raz, poniekąd zmuszeni sytuacją byliśmy rodzinnie w McDonaldzie :)
Wojtuś doszedł do wniosku, ze jedzenie mu nie smakuje i zadowolił
się słodką bułeczką, którą miałam w torbie, oraz kilkoma
frytkami. Z jednej strony byłam niezadowolona, że mało co zjadł,
a z drugiej strony nawet się cieszyłam, że mu takie fast food –
owe żarcie nie smakowało ;) Inna sprawa, to też taka, że jak się
jest chorym to apetytu brak, ale trzymajmy się optymistycznej
wersji, że mój syn nie lubi dosłownie wszystkiego, co smażone na głębokim
tłuszczu ;)))
Na
jednej z londyńskich stacji (nie wiem, czy na innych też) są
porozstawiane pianina i każdy może usiąść i pograć jeśli
tylko ma na to ochotę. Ba, może nawet pograć dla dość szerokiej
publiki i to nie w byle jakim mieście ;) Ja
i Mąż mieliśmy nawet okazję posłuchać wspaniałej gry pary
młodych, ale niezwykle utalentowanych wirtuozów :)))
A
skoro dzisiaj Walentynki i na każdym kroku o sercach mowa, to chyba nic się nie stanie, jak się
pochwalę moimi nowymi, cudownymi nabytkami, którym oprzeć się w
sklepie nie byłam w stanie... ;)