Dodatkowa zmienna praca obojga rodziców owocuje, tym że dzieci ,,pełną gębą'' biorą czynny udział we wszystkich pracach, przedsięwzięciach rodzinnych lub też robią wszystko, by te nie zostały wykonane sprawnie i łatwo : )
Choć wydaje się byś sprawą logiczną, że uczestnictwo dzieci w różnych domowych obowiązkach, dodatkowych zajęciach, na złe im wyjść nie może, to jednak rodzicielskie zdrowie, szczególnie psychiczne często na nie lada próbę zostaje wystawione, że o cierpliwości już nie wspomnę :)
Są przecież zajęcia w których dzieci raczej uczestniczyć nie powinny, lub powinny w sposób minimalny.
Nie trudno się też domyślić, że każda, nawet drobna praca potrafi się bardzo przeciągnąć w czasie.
- ,,Mamo idzie kupa'' (gdy mama akurat jest w połowie zmywania naczyń lub krojenia czegoś na obiad)
- ,,Telas ja '' - komunikuje Julia i bez chwili wahania, próbuje dosięgnąć swoimi oblepionymi w piasku łapkami akurat wyrabianego przez matkę ciasta na pizzę :)
- Matka skupiona nad czymś, Wojtuś, który jest zafascynowany matematyką pyta oczekując natychmiastowej odpowiedzi – mamo a ile jest tysiąc plus tysiąc plus tysiąc tysięcy milionów tysięcy?
- Julia cały czas ściąga skarpety. Wraca z podwórka na bosaka. Pytam gdzie są skarpety i buty?
,,nie niem'' (nie wiem)
- Dzieci wracają całe mokre z podwórka wnosząc błoto i piach. Patrzę na nich z wyrzutem i zanim zdążyłam cokolwiek dodać słyszę od najmłodszej pociechy ,, to nic nie stało'' (nic się nie stało )
- Wszystkie pieluszki prawie cała paczka porozwalane po pokoju. Pytam Julii co tu się stało!?
Słyszę: ,,miś ce pluszkę'' (miś chce pieluszkę)
- Robię coś w kuchni, słyszę krzyk Julii ,,mamoooo, mamooo pocy'' (mamo, mamo pomocy) Patrzę prze okno dziecię moje siedzi w piaskownicy przypłaszczone do ziemi, tak jak dzikie zwierzęta gdy się czegoś boją. Przerywam wszystko co robię, wypadam z domu, podbiegam do niej, a Julia spanikowana informuje mnie, że: ,,hitoter leci'' (helikopter leci)
- Wojtuś w przypływie nagłej potrzeby wydatku energetycznego biega po pokoju i krzyczy ŁAAAA, AAAA, HAAAA. Julia wskakuje mi na kolana i mówi ,,nie bój się Tusia, Tuś trasy' ( nie bój się Wojtusia, Wojtuś straszy)
Są jeszcze sytuacje typu:
- ,,mama do mnie'', ,, dać mama'' ( mama weź mnie na ręce/ na kolana ), najczęściej gdy coś robię :)
- ,, mama a cy moge siedzić'' ( mam czy mogę siedzieć, często na blacie w kuchni gdy robię coś do jedzenia)
- ,, mama a cy moge...'' ( mama a czy mogę wziąć ..) i tutaj różne rzeczy zabawkę, sprzęt kuchenny, książkę, długo by wyliczać ....
Ale te najbardziej wyjątkowe to:
- ,,mama tulić'' (mama przytul mnie)
- ,, kham cie mama, kham cie tata, kham Tuiś '' (KOCHAM CIE MAMUSIU, TATUSIU, WOJTUSIU)
- Wojtuś krzyczy: mamo mam dla ciebie prezent. Jaki? Taki, co trzeba go powiedzieć. Acha?
KOCHAM CIĘ MAMUSIIU KOCHANUSIU :)
Dodam jeszcze, że Julia teraz w wieku 22 miesięcy mówi wszystko jak na takie dziecko bardzo wyraźnie i to już od dłuższego czasu, więc przynajmniej w kwestii porozumiewania się nie mamy dodatkowych frustracji :)
To tylko kilka z całej masy innych sytuacji :) Ale czy ja bym z tego wszystkiego zrezygnowała na rzecz tzw. świętego spokoju? Nie moi drodzy ZA NIC W ŚWIECIE! :)))
Miłego dnia :)