niedziela, 26 lipca 2015

169. Fée Bleu skończony i muffinki jagodowe.

    W Polsce szaleją upały, a u nas cały czas pada deszcz, jest chłodno i ponuro. Generalnie wszyscy mogą sobie trochę ponarzekać. Jedni na duchotę i wysokie temperatury, a inni na ich brak :)




  Jeśli o robótkach mowa, to nareszcie skończyłam moją Fée Bleu. Pozostało haft oprawić i powiesić.
Skąd wzięłam wzór i kolorystykę - pisałam tutaj, ale teraz jeszcze raz za niego DZIĘKUJĘ.








  Jak już wspomniałam pogodę mamy zupełnie niespacerową, więc staram się dzieciaki dodatkowo  czymś w domu zająć. Tym razem padło na muffinki z tego przepisu. Dodałam sporo jagód (ok.300g), a na wierzch kruszonkę i posypkę ku dziecięcej radości. Piekłam je ok.20 min (aż się lekko przyrumieniły) w temp. 180°C



Kruszonkę zrobiłam z 50g rozpuszczonego, ciepłego masła, do którego dodałam 50g cukru i 100g mąki.



Muffinki wyszły całkiem smaczne, wilgotne i nie za słodkie. A co ważne robi się je ekspresowo. Polecam :)








Pozdrawiam cieplutko :) 











niedziela, 12 lipca 2015

168. Relacja z wakacji :)

   Wakacje niestety dobiegły końca i czas powrócić do dawnej rutyny.
Te trzy tygodnie spędzone w Polsce były wyjątkowe pod wieloma względami.
Trochę czasu spędziliśmy na słabo zaludnionej podkarpackiej wsi, gdzie dzieciaki mogły hasać po polach i łąkach od rana do wieczora, karmić zwierzęta i robić inne ciekawe rzeczy. 

 





  Kilka dni spędziliśmy w Warszawie, gdzie jedną z atrakcji dla dzieci była wyprawa do zoo.
Okazało się jednak, że wycieczka, choć początkowo bardzo ciekawa, po jakimś czasie stała się dość nużąca dla najmłodszych uczestników wyprawy :)




  W nieco większym gronie, bo wraz z dwiema ciociami i wujem naszych dzieci, cztery dni spędziliśmy na Suwalszczyźnie, nad jeziorem Dowcień, gdzie mieliśmy zapewnione różne aktywności. Pływanie łódką, kajakiem, strzelanie z łuku, ping pong, rowery i wiele innych atrakcji.
Dzieci, a szczególnie Wojtuś mógł doświadczyć wielu rzeczy które w UK są niestety zabronione ze względu na posunięte do granic absurdu „dbanie o zdrowie i bezpieczeństwo” obywateli, które to w gruncie rzeczy znacznie ogranicza wolność osobistą :( 
Mam tu na myśli np. pływanie w jeziorze, czy palenie ogniska. 







  Łowienie ryb było dość ekscytujące, ale trwało zdecydowanie za długo, więc trzeba było chociaż nogami sobie w wodzie pomachać ;) Hm, ciekawe dlaczego żadna rybka się nie pokusiła na tego tłustego robaczka, skoro było ich tam całe mnóstwo i to widocznych gołym okiem :)




 
  Odwiedziliśmy również muzeum Wigier, gdzie Wojtek spędził sporo czasu przyglądając się tablicy z trującymi grzybami. Muszę tutaj dodać, że z nie do końca wiadomego mi powodu od dawna fascynują go trucizny!
Sam twierdzi, że jest trujący i nikt go nie może zjeść, ani nawet ugryźć :)






  Jeden dzień spędziliśmy na płyciźnie, nad jeziorem Wigry, gdzie dzieci miały wielką frajdę.








 
  Dodam jeszcze, że my jako rodzice też nieźle odpoczęliśmy, bo dzieciaki miały dodatkowo babcie dziadków, ciocie, wujków i całe grono znajomych, których można było zaciągnąć do wspólnej zabawy :)