czwartek, 24 grudnia 2015

177. Życzenia.

  Wszystkim tu zaglądającym życzę wesołych  Świąt spędzonych w rodzinnej, miłej atmosferze, pełnej miłości i wzajemnej akceptacji. 






sobota, 21 listopada 2015

176. Beatrix Potter - Tailor Mouse on Spool of Thread – koniec?

  W swoich zbiorach mam dwa wzory myszki Beatrix Potter, które jak się okazało niewiele, ale jednak się różnią.
 Ten według którego haftowałam wydaje się być jakby niekompletny i efekt końcowy mnie nie zadowala. Tak jakby brakowało części konturów i choć początkowo myślałam, ze haft mam ukończony, to jednak przeszperałam swoje hafciarskie zbiory i odnalazłam ten drugi - właściwy. Tutaj trochę nieprzyjemna niespodzianka, bo kontury powinny być robione dwoma kolorami, a ja robiłam tylko jednym,gdyż tak było w tym pierwszym moim wzorze. Postanowiłam dorobić brakujące backstitche, ale używając jednego koloru, bo na prucie nie mam najmniejszej ochoty.



 A tak prezentuje się myszka po skończeniu według pierwszego wzoru. Dalej na zdjęciach dla porównania wzór, który ja nazwałam tym właściwym :)






Pozdrawiam cieplutko :)

wtorek, 17 listopada 2015

175. Robótka 2015 i pomoc dla chorego Damiana.


1. Robótka 2015. Większość wie o o chodzi i bierze w niej udział. Jeśli ktoś nie wie zapraszam  tutaj.
Osoby zupełnie niezainteresowane zostawiam w spokoju. Macie do tego prawo. Namawiam natomiast tych, którzy jeszcze się wahają. Myślę, że mogą Was ostatecznie przekonać te wszystkie uśmiechnięte buzie, z zeszłorocznej Robótki, które zobaczyć można  Tutaj.







2. Pomoc dla Damiana. 
Edyta, dziewczyna o wielkim serduchu po raz kolejny stara się pomóc choremu dziecku organizując kiermasz świąteczny z którego dochód będzie przeznaczony na leczenie Damiana.
Więcej szczegółów  - tutaj.



3. Ostatnio nie bywam zbyt często na Waszych blogach, nie od razu odpowiadam na zadane w komentarzach pytania, ani nie jestem na bieżąco ze wszystkim, co się u Was dzieje, ale niestety dzieci, praca, obowiązki domowe całkowicie pochłaniają mój czas.  


Pozdrawiam serdecznie :)

sobota, 14 listopada 2015

174. Dziadziuś zbija bąki... i pierwsza odsłona Beatrix Potter - Tailor Mouse on Spool of Thread.





  Ja i dzieci rozmawiamy przez skypa z dziadkiem i babcią. Babcia siedzi przed laptopem, na wprost kamerki, a dziadzio nieco z tyłu na kanapie, ale cały czas widoczny. Rozmowa trwa i nagle dziadek doczekał się należytej uwagi ze strony Julii:
- Dziadziuś...krzyczy...i uśmiecha się promiennie.
Chwilę później zadaje pytanie:
- A co dziadziuś robi?
Dziadziuś nic szczególnego nie robił, no chyba, że było coś wyjątkowego w siedzeniu na kanapie, więc babcia wypaliła:
- Zbija bąki.



*Tutaj starsze dziecię zainteresowało się co to znaczy zbijać bąki, bo przecież dziadek nic w danym momencie nie zbijał..
Zabrałam się więc do wyjaśnienia, a w tym czasie Julcia przemyślała sobie nowo nabyte wyrażenie i dla utrwalenia zawyrokowała:
- Dziadziuś puszcza bąki :)



   Gdzieś tam w międzyczasie powstaje mały haft Beatrix Potter - Tailor Mouse on Spool of Thread.. Gdy zaczęłam go haftować dokładnie znałam jego przeznaczenie, ale z braku czasu plany uległy zmianie i teraz choć są to jednak do końca nie sprecyzowane.





Miłego dnia :)

sobota, 7 listopada 2015

178. W inną stronę...

  
    Jakoś tak wyszło, że krzyżyki poszły nieco w odstawkę, a mnie (przypuszczam, że chwilowo) ciągnie do innych rzeczy.



   Kolega w pracy powiedział mi o farbach kredowych Annie Sloan i od tego wszystko się zaczęło :)


  Kilka filmików, żeby wiedzieć co z czym się je i drzwi do ,,składzika'' (zabudowanego schowka pod schodami) zostały przerobione. Drzwiczki wykonane ze zwykłej ciemno brązowej płyty kolorystycznie nie pasowały mi zupełnie do białych mebli w kuchni.
Pobawiłam się nieco w przecieranie, postarzanie ciemnym woskiem i efekt jaki osiągnęłam nawet mnie zadowala :) 




 

Miłego dnia :)

niedziela, 25 października 2015

177. Z tej mąki chleba nie będzie...



  Od samego początku pobytu w Anglii część zakupów robimy w polskich sklepach, w których obecnie, jeśli mowa o artykułach spożywczych można kupić niemal wszystko. Śmiem twierdzić, że niejeden wiejski sklepik w Polsce ma mniejszy asortyment niż te w naszym małym miasteczku.
  No więc to, że jeden z tych sklepów jest dobrze zaopatrzony, to wiedziałam, ale że aż tak? Hm.., o tym dowiedziałam się niedawno, przy zakupie mąki orkiszowej do wypieku chlebka. Tutaj również przestroga dla wszystkich, głównie zapracowanych matek pędzących niczym huragan przez sklep i średnio zwracających uwagę na te mało istotne szczególiki zawarte na opakowaniach :)
  No bo skąd kto mógł wiedzieć, że zamiast mąki orkiszowej można w sklepie polskim w Anglii dostać pszenicę orkiszową – orkisz i to w dodatku pakowany jak mąka?! Nie mam gdzie tego zmielić, ani nie bardzo wiem co mogłabym z niego zrobić i jedyne co do głowy mi przychodzi to dokarmiać ptaszki w zimie takim oto rarytasem :)



  A może jest coś o czym nie wiem jeśli chodzi o wykorzystanie pszenicy orkiszowej w kuchni? Czekam na podpowiedzi. 


Pozdrawiam :) 

niedziela, 18 października 2015

176. Jesień i pierwsza odsłona porzeczki V. Enginger.


  Zaczęłam porzeczkę z serii V. Enginger. Wzór od dawna był na mojej liście do zrobienia, tak jak kilka innych z tej serii.





  Na wielu blogach widać jesień. Cudne jesienne barwy. Wczoraj poszłam do ogródka zerwać zapewne już ostatnie  w tym roku pomidorki. Wzięłam aparat, żeby pstryknąć parę jesiennych fotek i o dziwo zauważyłam, że niektóre roślinki wyglądają tak jakby nadal trwało lato.



  Winogrona wcale nie myślą dojrzewać. Pietruszka raz doszczętnie ścięta wypuściła nowe zielone listki. Dynia piżmowa raczej już nie zdąży osiągnąć należytych rozmiarów, a nasturcja kwitnie w najlepsze :)
 







Miłej niedzieli :)

niedziela, 11 października 2015

175. Tortowy debiut.

  Wczoraj odbyły się piąte urodzinki naszego synka. Nie mogę się nadziwić jak ten czas leci. Dopiero co tuliłam niemowlę, zawinięte w dziecięcym kocyku a teraz to już mały samodzielny mężczyzna!



 Tortów nie piekę i za nimi nie przepadam, więc doświadczenie w tym temacie mam prawie zerowe, a jednak postanowiłam, że sama go przygotuję na urodzinki syna.



 Spodobał mi się tort tęczowy jaki widziałam w internecie. Tydzień przed urodzinami zrobiłam taki właśnie tort powiedzmy próbny, ale nie byłam z niego zadowolona. Moim zdaniem ciasto na bazie masła było zbyt ciężkie, więc wiedziałam, że kolejny, ten właściwy będzie na bazie biszkoptów. 







 Poszperałam trochę w internecie, dopasowałam ilość składników do swoich potrzeb i upiekłam.



 Tak jak wcześniej napisałam fanką tortów nie jestem i wolę serniki, szarlotki, ale myślę, że nie wyszedł najgorszy, rzekłabym zjadliwy :)



Oczywiście cały jego urok tkwi w kolorowych biszkoptach, przy których jest chyba najwięcej roboty.



Cieszę się, że go zrobiłam. Pierwszy raz miałam też do czynienia z kolorowym opłatkiem na tort i teraz już wiem z czym to się je ;)



  Chciałam tutaj podziękować koleżance Weronice (kiedyś tutaj zaglądała, być może wciąż to robi), która zawsze sama piecze pyszne i piękne torty urodzinowe dla swoich dzieci. Poprosiłam ją o jakieś sprawdzone przepisy i dostarczyła mi je w tempie ekspresowym, udzieliła mi wszelkich porad i wskazówek i chociaż z przepisów nie skorzystałam, to jednak bardzo DZIĘKUJĘ :)Z pewnością jeszcze się kiedyś przydadzą.

  






 Dodatkowo piekłam jeszcze sernik z rosą z przepisu od Weroniki i szarlotkę :)




Pozdrawia serdecznie :)

piątek, 25 września 2015

174. Make time.

  Ostatnio zauważyłam, że jak na ironię gdy mam mnóstwo rzeczy do zrobienia i czasu jak na lekarstwo wymyślam sobie dodatkowe zajęcia.
A to jakieś czasochłonne danie na obiad sobie wymyślę, albo porządkowanie czegoś, co absolutnie już nie może zaczekać ani chwil dłużej, a to jeszcze basen z dzieciakami obskoczę...
Faktem jednak jest, że jeśli uda mi się wcisnąć w swój napięty grafik jakieś dodatkowe zajęcie i je wykonać nie psiocząc przy tym na wszystko, na czym świat stoi, to jestem później bardzo zadowolona :)
  Niedawno przecząc zdrowemu rozsądkowi mając mnóstwo różnych spraw do załatwienia i rzeczy do zrobienia zabrałam się za wekowanie reszty buraków, które urosły w moim ogródku i nie zostały jeszcze pożarte. W sumie po ugotowaniu i obraniu było ich 3 kg i zawekowałam je z papryką i cebulą.
Z rozpędu powstało jeszcze leczo z cukinii. W sumie 13 słoików. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla niektórych to żaden wyczyn, ale
są to moje pierwsze samodzielne zmagania z tego typu przetworami, więc jestem dumna jak paw :)
Dodatkowo pierwsze próby robienia wędlin przy pomocy szynkowara przyniosły więcej niż zadowalające efekty :) Pierwsza wędlina została zrobiona z wytrybowanych udek z kurczaka z dodatkiem soli himalajskiej, majeranku, pieprzu i czosnku
Mielonka natomiast jest zrobiona z piersi z kurczaka zmielonych na grubym sicie wraz z karkówką i tymi samymi dodatkami co wędlina z udek.
Żadnych soli peklujących lub innych zbędnych wypełniaczy.
Polecam. 






Pozdrawiam :) 

czwartek, 3 września 2015

173. Interes życia ;)


  Na początku chcę Wam podziękować za tyle miłych komentarzy pod moim ostatnim postem.
Świadomość, że moje hafty podobają się aż tylu osobom dodatkowo mnie mobilizuje do dalszej pracy, a Wasze komentarze sprawiają, że blogowanie ma sens...



  Dzisiaj będzie jednak nieco inaczej ;) 

  Parę ładnych lat temu kupiłam sobie upragniony rower. Nie, żeby był mi wówczas jakoś szczególnie potrzebny, czy też niezbędny, ale zwyczajnie na niego zachorowałam i musiałam go nabyć :)

  Trzeba Wam wiedzieć, że od czasu Pierwszej Komunii Świętej nie maiłam własnego roweru, a i tym, który wtedy dostałam nie cieszyłam się zbyt długo, bo jeszcze tego samego dnia robiąc interes życia
przehandlowałam go starszemu bratu za uwaga... – jedną sztukę królika białego, któremu nadałam imię Kasia :)
Oczywiście rower pozostawał w domu więc mogłam z niego korzystać, ale już nie tak swobodnie i bez ograniczeń jak wtedy gdy był jeszcze moją własnością.
 No ale wracając do wątku głównego zakupiony rower użyty zaledwie kilka razy stał i gromadził kurz przez dobre trzy lata.



 Jako, że syn mój już doroślejszym się staje, to dostał nowy rowerek, nieco większy i bez dodatkowych kółek, no i czasami w weekendy pobiera lekcje nauki jazdy pod czujnym okiem tatusia i chociaż jeździć samodzielnie jeszcze nie umie, to postępy już widać.
 Ja w czasie trwania tych lekcji staram się jakoś młodszą latorośl utrzymać z dala od kół roweru, a trzeba Wam wiedzieć, że jest to zadanie niełatwe i bardzo niewdzięczne, bo dziecię cały czas rwie się do biegu (za rowerem, tatusiem, Wojtusiem) niczym koń wyścigowy.
Wpadłam więc na pomysł i usidliłam nieco Juleczkę :)
 Wyprowadziłam na światło dzienne wspomniany, mój już mocno zakurzony rower z zamontowanym siodełkiem dziecięcym jeszcze za czasów gdy Wojtuś miał ze dwa latka.
Córcia przejażdżką była zachwycona. Co chwilę słychać było radosne i zarazem dopingujące okrzyki ,, jedź mama! Jedź!!!'' 








Do następnego razu :)

czwartek, 27 sierpnia 2015

172. Malinki V. Enginger – koniec :)




   Dziś same konkrety, bez żadnego wodolejstwa :)
 Malinki skończone :) Pozostało tylko poszukać odpowiedniej ramki i oprawić. 







Pozdrawiam :)

 

niedziela, 23 sierpnia 2015

171. Pomoc, której zastąpić nie sposób ;)

  Mieszkanie z dala od kochających nade wszystko swe wnuki babć i dziadków, od cioć i wujków kombinujących na wszelkie sposoby jakby tu dzieciakom zapewnić dodatkowe atrakcje, od tych i innych członków rodziny gotowych przejąć rodzicielskie obowiązki na czas jakiś, czas który daje rodzicom cenną chwilę wytchnienia ma niestety wiele minusów.
  Dodatkowa zmienna praca obojga rodziców owocuje, tym że dzieci ,,pełną gębą'' biorą czynny udział we wszystkich pracach, przedsięwzięciach rodzinnych lub też robią wszystko, by te nie zostały wykonane sprawnie i łatwo : )



   Choć wydaje się byś sprawą logiczną, że uczestnictwo dzieci w różnych domowych obowiązkach, dodatkowych zajęciach, na złe im wyjść nie może, to jednak rodzicielskie zdrowie, szczególnie psychiczne często na nie lada próbę zostaje wystawione, że o cierpliwości już nie wspomnę :)


  Są przecież zajęcia w których dzieci raczej uczestniczyć nie powinny, lub powinny w sposób minimalny. 
Nie trudno się też domyślić, że każda, nawet drobna praca potrafi się bardzo przeciągnąć w czasie.



- ,,Mamo idzie kupa'' (gdy mama akurat jest w połowie zmywania naczyń lub krojenia czegoś na obiad)
- ,,Telas ja '' - komunikuje Julia i bez chwili wahania, próbuje dosięgnąć swoimi oblepionymi w piasku łapkami akurat wyrabianego przez matkę ciasta na pizzę :)
- Matka skupiona nad czymś, Wojtuś, który jest zafascynowany matematyką pyta oczekując natychmiastowej odpowiedzi – mamo a ile jest tysiąc plus tysiąc plus tysiąc tysięcy milionów tysięcy?
- Julia cały czas ściąga skarpety. Wraca z podwórka na bosaka. Pytam gdzie są skarpety i buty?
,,nie niem'' (nie wiem)
- Dzieci wracają całe mokre z podwórka wnosząc błoto i piach. Patrzę na nich z wyrzutem i zanim zdążyłam cokolwiek dodać słyszę od najmłodszej pociechy ,, to nic nie stało'' (nic się nie stało )
- Wszystkie pieluszki prawie cała paczka porozwalane po pokoju. Pytam Julii co tu się stało!?
Słyszę: ,,miś ce pluszkę'' (miś chce pieluszkę)
- Robię coś w kuchni, słyszę krzyk Julii ,,mamoooo, mamooo pocy'' (mamo, mamo pomocy) Patrzę prze okno dziecię moje siedzi w piaskownicy przypłaszczone do ziemi, tak jak dzikie zwierzęta gdy się czegoś boją. Przerywam wszystko co robię, wypadam z domu, podbiegam do niej, a Julia spanikowana informuje mnie, że: ,,hitoter leci'' (helikopter leci)
- Wojtuś w przypływie nagłej potrzeby wydatku energetycznego biega po pokoju i krzyczy ŁAAAA, AAAA, HAAAA. Julia wskakuje mi na kolana i mówi ,,nie bój się Tusia, Tuś trasy' ( nie bój się Wojtusia, Wojtuś straszy)



Są jeszcze sytuacje typu:

- ,,mama do mnie'', ,, dać mama'' ( mama weź mnie na ręce/ na kolana ), najczęściej gdy coś robię :)
- ,, mama a cy moge siedzić'' ( mam czy mogę siedzieć, często na blacie w kuchni gdy robię coś do jedzenia)
- ,, mama a cy moge...'' ( mama a czy mogę wziąć ..) i tutaj różne rzeczy zabawkę, sprzęt kuchenny, książkę, długo by wyliczać ....



Ale te najbardziej wyjątkowe to:



- ,,mama tulić'' (mama przytul mnie)
- ,, kham cie mama, kham cie tata, kham Tuiś '' (KOCHAM CIE MAMUSIU, TATUSIU, WOJTUSIU)
- Wojtuś krzyczy: mamo mam dla ciebie prezent. Jaki? Taki, co trzeba go powiedzieć. Acha? 
 KOCHAM CIĘ MAMUSIIU KOCHANUSIU :) 



  Dodam jeszcze, że Julia teraz w wieku 22 miesięcy mówi wszystko jak na takie dziecko bardzo wyraźnie i to już od dłuższego czasu, więc przynajmniej w kwestii porozumiewania się nie mamy dodatkowych frustracji :)






  To tylko kilka z całej masy innych sytuacji :) Ale czy ja bym z tego wszystkiego zrezygnowała na rzecz tzw. świętego spokoju? Nie moi drodzy ZA NIC W ŚWIECIE! :)))









Miłego dnia :)

sobota, 15 sierpnia 2015

170. Urodziny TATY :)

   Z okazji urodzin mojego Męża powstała słusznych rozmiarów kartka. Trochę w pośpiechu, tak aby zdążyć zanim tatuś z pracy wróci...
  Dzieciaki bardzo się starały, mama troszeczkę pomogła, a tata był bardzo zadowolony :) 


 






  Doczekałam się też czerwonych pomidorków. Na szczęście Julia nie zdążyła oberwać wszystkich zielonych :)







Jeszcze kilka zdjęć z mojego ogródka :)








Pozdrawiam serdecznie :)